czwartek, 17 grudnia 2015

Muzyczne podsumowanie 2015 czyli moje bliskie spotkanie z piosenką

Francuska piosenka w 2015 roku ma się tak dobrze jak i polska. Ciężko znaleźć coś zjawiskowego,
a popowe gwiazdeczki dobrze świecą również nad Sekwaną. Jedyna różnica pomiędzy polską sceną komercyjną, a francuską jest taka, że we Francji popularniejszy jest rap. Tutaj częściej chłopcy
z przemieści wyskakują w swoich szerokich spodniach i krzyczą hasła o wyzwoleniu. Ach, ten nietolerancyjny człowiek znowu ze mnie wychodzi. Ok, samochody, tańczące laski, ewentualnie obrazy „tragedii”. Rap to w końcu muzyka buntu – rozumiem.

Postanowiłem sobie wybrać co najmniej 10 francuskich utworów, które w mijającym już roku zawładnęły moim sercem. Szczerze miałem problemem, kilka z nich będę faktycznie wspominał z łezką w serduszku, ale reszta jest przeciętna. Przypuszczam, że w polskiej muzyce śmiało mógłbym postawić podobną tezę.

Subiektywny przegląd:

Nr 1: Jean – Micheal Jarre, M83 – Glory; paradoks tego utworu polega na tym, że nie pasuje do całej reszty w tym zestawieniu. Dlatego też zasłużone nr 1. Jean – Micheala Jarre słuchał jeszcze mój sąsiad na starym kasprzaku. Była to dziwna elektronika, taka niezrozumiała i nie dyskotekowa. Człowiek dojrzał  i z czasem i zrozumiał ten urok. Świetny kawałek, przypuszczam, że bardzo dobra płyta – zebrał całą mieszankę świata elektroniki. Prawdopodobnie nie zagra za rok na zakończenie Mistrzostw Europy dlatego też może spać spokojnie. Nikt go nie wygwizda jak 18-ście lat temu.
Nie sądzę też, że Francuzi zdobędą Mistrzostwo Europy.

Nr 2: Josef Salvat – Open Season/ Une Autre Season; zakochałem się w tej piosence na samym początku. Pierwszą wersję jaką słyszałem była cała po angielsku. Później w drodze do parku Monceau usłyszałem ten sam utwór, ale już w wersji francusko-angielskiej. Jak dla mnie komercyjna perełka 2015 roku. Australijczyk dogodził wszystkim!


Nr 3: Calogero – Avant toi; Calogero to taki bard, bardziej rokowy niż Skubas czy Kortez, ale daje radę. Jest popularny, jest komercyjny, śpiewa o problemach i miłości czyli o wszystkim tym co
 w muzyce i … w życiu ważne. Bardzo ładnie nauczyłem się wyć początek tego utworu – zasłużone brązowe podium. Opócz „Avant toi” Calogero zaszczycił mnie utworem „Le portrait”. To taka nostalgia, do croissanta z kawą, papierosa z kawą, kawy z wodą i do czyszczenia ekspresu po kawie. Piękna piosenka, Calogero śpiewa czysto i zrozumiale. Idealny dla raczkujących w nauce języka.


Nr 4: Christine and the Queens – Christine; Saint Claude; ta dziewczyna nie tylko wygląda piękne, wróć zjawiskowo, ale umie też śpiewać. Miałem przyjemność oglądać jeden z jej koncertów. Christine  naprawdę potrafi zapalić publiczność. Zasłużona czwórka. To muzyka bardzo przyswajalna zarówno dla klubowiczów jak i kanapowiczów.

Nr 5: Coeur de Pirate – Oublie-moi; za piękny teledysk, za piękne słowa, za rytmikę. Przypuszczam, że niejedna nastolatka z kraju wina i bagietki płacze tej zimy słuchając ten piosenki i wspomina minione lato. Miłość odchodzi, Coeur de Pirate zostaje. W końcu całe lato mieści się w trzech i pół minuty. W końcu ileż można upadać ;-)

Nr 6: Feu! Chatterton – Le Pont Marie; Boeing ; to jest inne, generalnie to jest dziwny twór. Ani nie ma jakiegoś spektakularnego głosu, ani muzyka nie jest tak bardzo odkrywcza jak mogłoby się jej autorom wydawać. Lubię tą cierpkość w głosie wokalisty. Taki spacer placem Pigalle – niby szeroki chodnik, ale cały czas musisz się przyciskać między turystami. Leżą liście, jaka piękna jesień, ale jak też śmierdzi moczem. Z utworami Feu! Chatterton mam jak z deszczem kocham go jak jest ciepło
i rozgrzesza moje ciało i nie cierpię jak wtedy gdy temperatura zbliża się do zera, a parasol przecieka.

Nr 7: Louane – Jour 1/ Chambre 12/ Avenir; ach ta mała Louane, wygrała francuskiego The Voice
czy coś na ten kształt, wystąpiła w filmie (pl. Rozumiemy się bez słów) i podbija nie tylko Francję. Klimaty dla zbuntowanych nastolatek, ale wpadają w ucho przy tej całej ilości muzycznego chłamu.
Z tego co się orientuje Louane dorobiła się też sporej grupki fanów w Polsce. Anne Peichert tworzy nieskomplikowane melodię, śpiewa o rozterkach nastolatków i ciągle się uśmiecha. Tym przyciąga niczym magnes. Pytanie tylko na ile tej słodkości starczy. Nie będzie na pewno Joanną d’Arc francuskiej piosenki.

Nr 8: Julien Dore – Chou Wassabi ft. Mickey Green: teledysk genialny, robiony na dopalaczach.
Jak zwykle o miłości: „ gdzie rude żmije, poruszają się w mętnej wodzie, staje się dziki, mój tors chudnie, żeby Paryż zapłonął od naszych spotkań”.


Nr 9: Zaz – Sous le ciel de Paris/ Si jam ais j’oublie: ZAZ to obecnie jedna jeśli nie najpopularniejsza francuska wokalistka w Polsce. Zagrała ponoć świetny koncert w listopadzie w radiowej Trójce. Sous le ciel de Paris we Francji wyszło w ubiegłym roku. Nie podbiło komercyjnych list przebojów może dlatego, że to cover. O wiele lepiej poradził sobie utwór Si jamais j’oublie czyli Jeśli kiedyś zapomnę to prawdziwa poezja: „przypomnij mi kim jestem, jeśli kiedyś zapomnę jak to jest brać nogi za pas, jeśli pewnego dnia ucieknę, przypomnij mi kim jestem i co sobie obiecałam” . Cóż dodać więcej ?


Nr 10 : Frero Delarega – Les chant des sirenes ; za sam tytuł musiałem umieścić w dziesiątce; podoba mi się teledysk, faktycznie bardzo poetyckie te plaże. Tym razem nie bezpośrednio o miłości, ale o tym jak czas niemiłosiernie szybko ucieka. Poetyckie przesłanie w którym miłość jest już tylko wspomnieniem. „Czas nie oszczędza, lata mijają, echo ucieczki …”