sobota, 30 stycznia 2016

Wizyta w małym pałacu - Le Petit Palais

Le Petit Palais to muzeum przy Avenue Winson Churchill. Po drugiej stronie ulicy znajduje się Grand Palais. To darmowe muzeum z pięknym ogrodem. 




Mały pałac został zbudowany z okazji wystawy światowej, która była zorganizowana
w 1900 roku. Architektonicznie budynek jest bardzo zbliżony do Wielkiego pałacu. Jestem pod wielkim wrażeniem kolumn na fasadach i świetnego dachu – kopuły, która przypomina kopułę znajdująca się na kościele Les Invalides (to wiem m.in. dzięki dr Google). 

Muzeum jest podzielone na sekcje. Od średniowiecza po współczesność. Nie jest zbyt duże przez co, zwiedza się go bardzo przyjemnie. Sporym zaskoczeniem były dla mnie prace impresjonistów. Dużo malarstwa, trochę rzeźby. Jak to we Francji sporo dziedzictwa magnackiego. Plus za impresjonistów.


Jak dotrzeć? Otóż muzeum znajduje się w świetnym położeniu. Dostępne dwie linie metra 1
 i 13 stacja Champs-Elysées Clémenceau. Zamknięte w poniedziałki i dni świąteczne,
w pozostałe dni w godzinach od 10-tej do 18-tej. Możliwość skorzystania z audioguida.



Zapraszam do obejrzenia zdjęć. 















czwartek, 28 stycznia 2016

Paryż moim okiem - po roku

Nigdy moim marzeniem nie był spacer Polami Elizejskimi. W ogóle nie zakładałem
w swojej play li
ście miasta – muzyka zestawienia „Les Champs-Elysées” Joe Dassin
i Pary
ża. Już bliższa była mojemu sercu czeska Praga i „Minutlost” Jaromira Nohavicy w uszach, ba i zapewne w sercu. Właśnie, pewne wybory zaskakują nas samych. Tak było właśnie z Francją.  Minął już rok od mojej pierwszej wizyty w sercu trójkolorowych. Paryż to miasto miłości i ponoć wart jest mszy. Tak mówią przysłowia, tak brzmią piękne słowa. A jaki jest moim zdaniem naprawdę

1.  Nie przeżyłem „szoku paryskiego”. Może dlatego, że nie byłem z grupą japońskich turystów, którzy idealizują miasto Moliera. Paryż jest piękny, ale widziałem miasta, które bardziej odpowiadają mi ideologicznie. Rozmach, gwar, wspaniała wiekowa architektura, a zarazem kontrasty. W sumie jak wszędzie. Wieża Eiffla nie zrobiła na mnie wrażenia, bo nigdy nie była żadnym moim celem. Zabytków nie brakuje, ale nie samą kulturą i sztuką żyje człowiek. Na pewno nie ToMasz.




2.  Uwielbiam francuskie piekarnie. Za bagietki, za sobotnie croissanty z kawą, za pain au chocolat, za brioche, za atmosferę i za prawdziwe arcydzieła. Może dlatego, że kocham wszystkie, co słodkie i skomplikowane w formie?




3.  Ciągle nie rozumiem fenomenu placu Pigalle. Może dlatego, że nie byłem nigdy fanem Stawki większej niż życie. Plac jak plac, stacja metra jak każde inne.
Kasztanowców przy placu Pigalle coraz mniej. Turystycznie z racji bliskości Montmartre, kabaretu Moulin Rouge. Sprzedasz tam duszę, ale wyobrażeń z filmu raczej nie odtworzysz.  

4.  Metro – moje kolejne życiowe metro. Paryska komunikacja jest świetna, jest punktualna. Stacje metra niestety są bardzo brudne, a w godzinach szczytu ludzie wracają do instynktów pierwotnych. Nie zawsze dobrze mieć zapadniętą klatę, ale za to zawsze można się „wbić”. Dla poszukujących wrażeń polecam przejazd linią numer 13. Można czuć się niekiedy jak „biała czekoladka”. A latem nie trzeba odwiedzać sauny. Za 1,70 w pakiecie. Niektóre stacje wyglądają bardzo nowocześnie, niektóre są piękną brzydotą, nie znam wszystkich, ale o niektórych wolałbym się nie wypowiadać.





5.  Właśnie mój rasizm. Niby go nie ma, a wielokulturowość jest szalenie inspirująca. Niestety nie wszyscy wyznajemy te same kryteria i przez to niekiedy bywa mniej wesoło niż w najbardziej tolerancyjnych podręcznikach. Poprawność w tym polityczna swoją drogą, ale obawiam się bomby z opóźnionym zapłonem. I to nie tylko we Francji. Niby wielokulturowość, ale najwięcej rejestracji spotykam z mojego kochanego, jedynego podkarpackiego

6.  Do dzisiaj nie potrafię zrozumieć metody na wyciszenie pięter. Zawsze wchodząc do jakiegoś bloku i maszerując korytarzem po wykładzinie zastanawiam się kto co na niej robił. Boso nie szedłbym nigdy. A propos nagości to też do tej pory staram się zrozumieć po co we francuskich łazienkach chodniki przy wannach, prysznicach skoro ich właściciele mniej lub bardziej sugerują, że należy wycierać się w wannie/ prysznicu i już suchą stopą stawać na chodniku.

7.  Problem walki ze smogiem. Tutaj 1:0 dla kraju z nad Sekwany. Otóż darmowa komunikacja obowiązuje wszystkich;-), a nie tylko właścicieli samochodów. Tutaj Kraków niech się wstydzi. W ogóle po krakowskim smogu to w Paryżu powietrze jest wręcz alpejskie.

8.  W każdą pierwszą niedzielę miesiąca wszystkie paryskie muzea otwierają swoje bramy i pokazują kolekcje gratis. To chwalebne. Wiele punktów kulturalnych jest zawsze bezpłatnych. I nie chodzi mi tutaj o atrakcję typu Galeria Lafayette przy Avenue de l’Opéra. Jeśli ktoś chcę korzystać to Paryż jest doskonałym miejscem na kąpanie się we wszystkim, co jest „kulturą” przez wszelakie „K”.

9.  Jestem zafascynowany kulturą jedzenia, a w szczególności w parkach. W czasie przerw pracownicy, uczniowie i inni w miarę sprzyjającej pogody wylegują na mniej lub bardziej rozległych miejskich łąkach. Kanapki smakują wyśmienicie, za picie wina też nikt nikogo nie linczuje. Z tym, że tutaj mniej widać pijących na umór. Co ciekawe jest dostępny w sprzedaży nawet Harnasia, ale nawet tutaj się nie odważyłem.

10.  Administracja – myślałem, że po biało-czerwonych nie można spodziewać się niczego bardziej wrogo nastawionego do „klienta”. Nie, proszę Państwa „trójkolorowi” w tym względzie są jeszcze bardziej upierdliwi niż „nasi”. Nauczysz się upominać o swoje, jeśli tego wcześniej nie czyniłeś.

11.   Język – francuski pięknie brzmi. Gorzej jak masz się go uczyć. To nie jest język, który pokochasz, jeśli masz średnie zdolności językowe jak autor tego bloga. Polski jest przy francuskim prosty jak drut, angielski banalny i oczywisty. A bez francuskiego we Francji ani rusz. Nie kochają angielskiego.

12.  Bonjour kilka razy dziennie. Pokochasz to i przywykniesz. Jeśli w windzie, w sklepie nie rozpoczniesz rozmowy/ kontaktu bez magicznego „bon żur” wyrośniesz na gbura i chama. Powierzchniowo to bardzo przyjemny naród. A i jeden z moich paradoksów znam więcej obcokrajowców niż Francuzów żyjących w Paryżu.

13.  Plus za sprawnie działającą pocztę. We Francji w przeciwieństwie do Polski chcąc coś odebrać nieskierowanego do Ciebie wystarczy podpis tej osoby i dokumenty dwóch osób – tej, do której skierowana jest przesyłka i odbierającego.
U nas niestety liczba papierów przerasta naj
śmielsze oczekiwania.

14.   Praca we Francji. Wbrew pozorom wcale nie jest tak łatwo dostać cokolwiek. Pole Emploi, czyli francuski urząd pracy działa podobnie jak nasz. Z tym, ze we trójkolorowym nie musisz wpadać, co dwa miesiące podpisywać papierki. Wystarczy, ze wypełnisz formularz na ich stronie internetowej. Oferty Pole Emploi szalu kolokwialnie pisząc nie ma. Do odważnych świat należy, do tego dużo szczęścia i znajomość języka niezbędna. Temat rzeka na kiedyś, na bardzo długi post.


niedziela, 3 stycznia 2016

Wybierając utwory do kolejnej już edycji Trójkowego Topu Wszechczasów
z racji mojej obecnej życiowej przygody czyli Francji zaciekawiło mnie co znajduje się tutaj francuskiego? Ale długie zdanie. Któż z kraju sera i wina cieszy się poparciem słuchaczy Trójki? Nie mogę niestety napisać, że słuchacz trójki to typowy Polak. Cóż ciężko teraz zdefiniować Polaka. Dychotomie są w modzie, ale Tomasz się w to nie będzie bawił.

Lecimy z Trójką. W zestawieniu znalazło się dwanaście utworów. Francję reprezentuje sześciu artystów. Edith Piaf jak najbardziej rozumiem – skoro top wszechczasów to naturalna kolej rzeczy, że wielka dama francuskiej piosenki znajdzie się w tym zestawieniu. Do wyboru patetyczne La vie en rose, początki popkultury czyli Milord i utwór pomnik, dynamit i to wszystko co piosenka powinna w sobie posiadać czyli niewypowiedziany, nieokreślony pierwiastek magiczny Non je ne regrette rien. Gdybym miał w planach wysadzać się w powietrze to rozważyłbym, aby na mojej play liście znalazł się ten utwór.

Jean Michel Jarre – coś ostatnio często się u mnie pojawia na blogu. JMJ to taki dziadek muzyki elektronicznej. Trzy utwory: Oxygene 4, Equinoxe (Part IV) i Souvenir of Chine. Myślę, że w Polsce największym przebojem Pana JMJ jest Oxygene 4. Pamiętam z dzieciństwa, że melodią rodem z Oxygene 4 zaczynał się bardzo popularny program naukowy. Początki elektroniki to taka fantastyka jak powieści Lema. Niby wszyscy znają i czytają, ale jak zapytasz o szczegóły to okazuje się, że każdy zna tylko tytuł.

Joe Dassin – z tym Panem to mam spory problem. Bywa prześmiewczy, kiczowy, rodem
z taniej reklamy dezodorantu. To moje zdanie o Les Champs-Elysees. A później dwa zaskoczenia. Najpierw to mniejsze: L’ete Indien czyli Babie lato. Czy można lepiej opowiedzieć o tym czym jest miłość? Nie, wydawało mi się, że nie. Ten stan minął gdy usłyszałem Et si tu n’existais pas. Gdybym został nauczycielem polskiego to w ramach literatury XX-ego wieku analizowałbym ten utwór. To hymn o miłości. Taki „List do Koryntian” człowieka z XX-ego wieku. Niby mamy wszystko, ale bez Ciebie czyli miłości nie mamy niczego. Taka refleksja z nieco innej półki. Słuchając coverów m.in. Joe Dassin zastanawiam się czy nie powinno być jednak jakiś limitów w interpretacji. Rozumiem każdy ma prawo pisać, śpiewać, ale na Boga, Allaha, Jahwe i innych nie każdy musi to wychodzić poza cztery ściany. Tutaj przypis: można mieć mało odwiedzanego bloga więc lepiej pisać niż śpiewać (patrz. Występ Mangaryny w Sopocie i masakra L’ete Indien).
Malcolm McLaren & Catherine Deneuve – Paris Paris i  


Serge Gainsbourg Jane Birkin – Je t’aime moi non plus  - to nie muzyka to seks. Lubimy takie pary, ładnie się je ogląda, miło się ich słucha. Dużo emocji w tych komercyjnych hitach. Białe prześcieradło, gorące ciało, kawa z mlekiem, emocje. Taki orgazm dla uszu. Nie na co dzień, bo życie to niecodzienny orgazm. Ale to kipi seksem, gdy się włączy pewnego ranka na przykład majowego. Widzisz już zielone drzewa, pachnie bez, jesteś wyspany, ktoś leży obok i masz swój Paryż i wiesz, że kochasz mocniej.

Rodzynek czyli Daft Punk – One more time. To ukłon w stronę współczesnej muzyki elektronicznej. Komercyjnej, ale takiej, że nie chcesz zamordować sąsiada słysząc encore ten sam bas. Nie jestem akurat fanem tej piosenki. Daft Punk ma o wiele ciekawsze, wiele więcej do zaproponowania niż One more time.

W propozycjach zabrakło mi Dalidy i utworu Paroles, paroles, a szkoda. Wersja z głosem Delona to taka podróż do krainy marzeń. Jak ona wygląda, każdy z nas wie sam. Użyjcie wyobraźni;-)

Wydaje mi się, że brakuje również Vanessy Paradis z Joe Le Taxi. Wprawdzie utworów nie wybierał nikt z podopiecznych szanownego ministra kultury prof. Glińskiego, ale relacja małoletniej wokalistki z taksówkarzem nie jest do końca jasna.

Na Trójce można czasem usłyszeć Stromae i ZAZ, ale nie są oni tak popularni, aby umieścić ich w tym zestawieniu. Doskonale rozumiem, co innego za jakieś 50 lat. Na razie prywatnie gwałcę replay, szczególnie w przypadku Stromae (tak, jest Belgiem).


Pierwsze 200 miejsc bez francuskich akcentów. Finał tradycyjnie pomiędzy Schodami do nieba i Brothers in Arms. Cóż zobaczymy co będzie za rok, jeśli będzie. 

Szczęśliwego Nowego Roku;-)