Wybierając utwory do kolejnej już edycji Trójkowego
Topu Wszechczasów
z racji mojej obecnej życiowej przygody czyli Francji zaciekawiło mnie co znajduje się tutaj francuskiego? Ale długie zdanie. Któż z kraju sera i wina cieszy się poparciem słuchaczy Trójki? Nie mogę niestety napisać, że słuchacz trójki to typowy Polak. Cóż ciężko teraz zdefiniować Polaka. Dychotomie są w modzie, ale Tomasz się w to nie będzie bawił.
z racji mojej obecnej życiowej przygody czyli Francji zaciekawiło mnie co znajduje się tutaj francuskiego? Ale długie zdanie. Któż z kraju sera i wina cieszy się poparciem słuchaczy Trójki? Nie mogę niestety napisać, że słuchacz trójki to typowy Polak. Cóż ciężko teraz zdefiniować Polaka. Dychotomie są w modzie, ale Tomasz się w to nie będzie bawił.
Lecimy z Trójką. W zestawieniu znalazło się dwanaście utworów. Francję
reprezentuje sześciu artystów. Edith Piaf jak najbardziej rozumiem – skoro top
wszechczasów to naturalna kolej rzeczy, że wielka dama francuskiej piosenki
znajdzie się w tym zestawieniu. Do wyboru patetyczne La vie en rose, początki popkultury czyli Milord i utwór pomnik, dynamit i to wszystko co piosenka powinna w
sobie posiadać czyli niewypowiedziany, nieokreślony pierwiastek magiczny Non je ne regrette rien. Gdybym miał w
planach wysadzać się w powietrze to rozważyłbym, aby na mojej play liście znalazł się ten utwór.
Jean Michel Jarre – coś ostatnio często się u mnie pojawia na blogu. JMJ
to taki dziadek muzyki elektronicznej. Trzy utwory: Oxygene 4, Equinoxe (Part
IV) i Souvenir of Chine. Myślę,
że w Polsce największym przebojem Pana JMJ jest Oxygene 4. Pamiętam z
dzieciństwa, że melodią rodem z Oxygene 4 zaczynał się bardzo popularny program
naukowy. Początki elektroniki to taka fantastyka jak powieści Lema. Niby
wszyscy znają i czytają, ale jak zapytasz o szczegóły to okazuje się, że każdy
zna tylko tytuł.
Joe Dassin – z tym Panem to mam spory problem. Bywa prześmiewczy,
kiczowy, rodem
z taniej reklamy dezodorantu. To moje zdanie o Les Champs-Elysees. A później dwa zaskoczenia. Najpierw to mniejsze:
L’ete Indien czyli Babie lato. Czy
można lepiej opowiedzieć o tym czym jest miłość? Nie, wydawało mi się, że nie.
Ten stan minął gdy usłyszałem Et si tu
n’existais pas. Gdybym został nauczycielem polskiego to w ramach literatury
XX-ego wieku analizowałbym ten utwór. To hymn o miłości. Taki „List do Koryntian”
człowieka z XX-ego wieku. Niby mamy wszystko, ale bez Ciebie czyli miłości nie
mamy niczego. Taka refleksja z nieco innej półki. Słuchając coverów m.in. Joe Dassin zastanawiam się czy nie
powinno być jednak jakiś limitów w interpretacji. Rozumiem każdy ma prawo
pisać, śpiewać, ale na Boga, Allaha, Jahwe i innych nie każdy musi to wychodzić
poza cztery ściany. Tutaj przypis: można mieć mało odwiedzanego bloga więc
lepiej pisać niż śpiewać (patrz. Występ Mangaryny w Sopocie i masakra L’ete Indien).
Malcolm McLaren & Catherine
Deneuve – Paris Paris i
Serge
Gainsbourg Jane Birkin – Je t’aime moi non plus - to nie muzyka to seks. Lubimy takie pary,
ładnie się je ogląda, miło się ich słucha. Dużo emocji w tych komercyjnych
hitach. Białe prześcieradło, gorące ciało, kawa z mlekiem, emocje. Taki orgazm
dla uszu. Nie na co dzień, bo życie to niecodzienny orgazm. Ale to kipi seksem,
gdy się włączy pewnego ranka na przykład majowego. Widzisz już zielone drzewa,
pachnie bez, jesteś wyspany, ktoś leży obok i masz swój Paryż i wiesz, że
kochasz mocniej.
Rodzynek czyli Daft Punk – One
more time. To ukłon w stronę współczesnej muzyki elektronicznej.
Komercyjnej, ale takiej, że nie chcesz zamordować sąsiada słysząc encore ten
sam bas. Nie jestem akurat fanem tej piosenki. Daft Punk ma o wiele ciekawsze,
wiele więcej do zaproponowania niż One more time.
W propozycjach zabrakło mi Dalidy i utworu Paroles, paroles, a szkoda. Wersja z głosem Delona to taka podróż
do krainy marzeń. Jak ona wygląda, każdy z nas wie sam. Użyjcie wyobraźni;-)
Wydaje mi się, że brakuje również Vanessy Paradis z Joe Le Taxi. Wprawdzie utworów nie wybierał nikt z podopiecznych
szanownego ministra kultury prof. Glińskiego, ale relacja małoletniej
wokalistki z taksówkarzem nie jest do końca jasna.
Na Trójce można czasem usłyszeć Stromae i ZAZ, ale nie są oni tak
popularni, aby umieścić ich w tym zestawieniu. Doskonale rozumiem, co innego za
jakieś 50 lat. Na razie prywatnie gwałcę replay, szczególnie w przypadku
Stromae (tak, jest Belgiem).
Pierwsze 200 miejsc bez francuskich akcentów. Finał tradycyjnie pomiędzy Schodami do nieba i Brothers in Arms. Cóż zobaczymy co będzie za rok, jeśli będzie.
Szczęśliwego Nowego Roku;-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz