czwartek, 28 stycznia 2016

Paryż moim okiem - po roku

Nigdy moim marzeniem nie był spacer Polami Elizejskimi. W ogóle nie zakładałem
w swojej play li
ście miasta – muzyka zestawienia „Les Champs-Elysées” Joe Dassin
i Pary
ża. Już bliższa była mojemu sercu czeska Praga i „Minutlost” Jaromira Nohavicy w uszach, ba i zapewne w sercu. Właśnie, pewne wybory zaskakują nas samych. Tak było właśnie z Francją.  Minął już rok od mojej pierwszej wizyty w sercu trójkolorowych. Paryż to miasto miłości i ponoć wart jest mszy. Tak mówią przysłowia, tak brzmią piękne słowa. A jaki jest moim zdaniem naprawdę

1.  Nie przeżyłem „szoku paryskiego”. Może dlatego, że nie byłem z grupą japońskich turystów, którzy idealizują miasto Moliera. Paryż jest piękny, ale widziałem miasta, które bardziej odpowiadają mi ideologicznie. Rozmach, gwar, wspaniała wiekowa architektura, a zarazem kontrasty. W sumie jak wszędzie. Wieża Eiffla nie zrobiła na mnie wrażenia, bo nigdy nie była żadnym moim celem. Zabytków nie brakuje, ale nie samą kulturą i sztuką żyje człowiek. Na pewno nie ToMasz.




2.  Uwielbiam francuskie piekarnie. Za bagietki, za sobotnie croissanty z kawą, za pain au chocolat, za brioche, za atmosferę i za prawdziwe arcydzieła. Może dlatego, że kocham wszystkie, co słodkie i skomplikowane w formie?




3.  Ciągle nie rozumiem fenomenu placu Pigalle. Może dlatego, że nie byłem nigdy fanem Stawki większej niż życie. Plac jak plac, stacja metra jak każde inne.
Kasztanowców przy placu Pigalle coraz mniej. Turystycznie z racji bliskości Montmartre, kabaretu Moulin Rouge. Sprzedasz tam duszę, ale wyobrażeń z filmu raczej nie odtworzysz.  

4.  Metro – moje kolejne życiowe metro. Paryska komunikacja jest świetna, jest punktualna. Stacje metra niestety są bardzo brudne, a w godzinach szczytu ludzie wracają do instynktów pierwotnych. Nie zawsze dobrze mieć zapadniętą klatę, ale za to zawsze można się „wbić”. Dla poszukujących wrażeń polecam przejazd linią numer 13. Można czuć się niekiedy jak „biała czekoladka”. A latem nie trzeba odwiedzać sauny. Za 1,70 w pakiecie. Niektóre stacje wyglądają bardzo nowocześnie, niektóre są piękną brzydotą, nie znam wszystkich, ale o niektórych wolałbym się nie wypowiadać.





5.  Właśnie mój rasizm. Niby go nie ma, a wielokulturowość jest szalenie inspirująca. Niestety nie wszyscy wyznajemy te same kryteria i przez to niekiedy bywa mniej wesoło niż w najbardziej tolerancyjnych podręcznikach. Poprawność w tym polityczna swoją drogą, ale obawiam się bomby z opóźnionym zapłonem. I to nie tylko we Francji. Niby wielokulturowość, ale najwięcej rejestracji spotykam z mojego kochanego, jedynego podkarpackiego

6.  Do dzisiaj nie potrafię zrozumieć metody na wyciszenie pięter. Zawsze wchodząc do jakiegoś bloku i maszerując korytarzem po wykładzinie zastanawiam się kto co na niej robił. Boso nie szedłbym nigdy. A propos nagości to też do tej pory staram się zrozumieć po co we francuskich łazienkach chodniki przy wannach, prysznicach skoro ich właściciele mniej lub bardziej sugerują, że należy wycierać się w wannie/ prysznicu i już suchą stopą stawać na chodniku.

7.  Problem walki ze smogiem. Tutaj 1:0 dla kraju z nad Sekwany. Otóż darmowa komunikacja obowiązuje wszystkich;-), a nie tylko właścicieli samochodów. Tutaj Kraków niech się wstydzi. W ogóle po krakowskim smogu to w Paryżu powietrze jest wręcz alpejskie.

8.  W każdą pierwszą niedzielę miesiąca wszystkie paryskie muzea otwierają swoje bramy i pokazują kolekcje gratis. To chwalebne. Wiele punktów kulturalnych jest zawsze bezpłatnych. I nie chodzi mi tutaj o atrakcję typu Galeria Lafayette przy Avenue de l’Opéra. Jeśli ktoś chcę korzystać to Paryż jest doskonałym miejscem na kąpanie się we wszystkim, co jest „kulturą” przez wszelakie „K”.

9.  Jestem zafascynowany kulturą jedzenia, a w szczególności w parkach. W czasie przerw pracownicy, uczniowie i inni w miarę sprzyjającej pogody wylegują na mniej lub bardziej rozległych miejskich łąkach. Kanapki smakują wyśmienicie, za picie wina też nikt nikogo nie linczuje. Z tym, że tutaj mniej widać pijących na umór. Co ciekawe jest dostępny w sprzedaży nawet Harnasia, ale nawet tutaj się nie odważyłem.

10.  Administracja – myślałem, że po biało-czerwonych nie można spodziewać się niczego bardziej wrogo nastawionego do „klienta”. Nie, proszę Państwa „trójkolorowi” w tym względzie są jeszcze bardziej upierdliwi niż „nasi”. Nauczysz się upominać o swoje, jeśli tego wcześniej nie czyniłeś.

11.   Język – francuski pięknie brzmi. Gorzej jak masz się go uczyć. To nie jest język, który pokochasz, jeśli masz średnie zdolności językowe jak autor tego bloga. Polski jest przy francuskim prosty jak drut, angielski banalny i oczywisty. A bez francuskiego we Francji ani rusz. Nie kochają angielskiego.

12.  Bonjour kilka razy dziennie. Pokochasz to i przywykniesz. Jeśli w windzie, w sklepie nie rozpoczniesz rozmowy/ kontaktu bez magicznego „bon żur” wyrośniesz na gbura i chama. Powierzchniowo to bardzo przyjemny naród. A i jeden z moich paradoksów znam więcej obcokrajowców niż Francuzów żyjących w Paryżu.

13.  Plus za sprawnie działającą pocztę. We Francji w przeciwieństwie do Polski chcąc coś odebrać nieskierowanego do Ciebie wystarczy podpis tej osoby i dokumenty dwóch osób – tej, do której skierowana jest przesyłka i odbierającego.
U nas niestety liczba papierów przerasta naj
śmielsze oczekiwania.

14.   Praca we Francji. Wbrew pozorom wcale nie jest tak łatwo dostać cokolwiek. Pole Emploi, czyli francuski urząd pracy działa podobnie jak nasz. Z tym, ze we trójkolorowym nie musisz wpadać, co dwa miesiące podpisywać papierki. Wystarczy, ze wypełnisz formularz na ich stronie internetowej. Oferty Pole Emploi szalu kolokwialnie pisząc nie ma. Do odważnych świat należy, do tego dużo szczęścia i znajomość języka niezbędna. Temat rzeka na kiedyś, na bardzo długi post.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz